Dostałam już trochę temu (może i dwa lata) na imieniny sznurki perełek na woskowym sznurku. Perełki nanizane były w standardowej sekwencji zwiększających się średnic perełek ku środkowi sznura. Wyglądało to mniej więcej tak, tylko było tego dużo więcej.
Renia, czyli koleżanka obdarująca mnie, powiedziała, że to są prawdziwe perełki i żebym sobie coś, moimi "złotymi artystycznymi" ;)) rączkami, zrobiła z nich ładnego.
Wtedy nie wiedziałam jeszcze o istnieniu techniki sznurów koralikowych, dlatego odłożyłam je z należnym nabożeństwem
ad acta. Dopiero "Królowa koralików"
weraph oświeciła mnie swoim
kursem sznurów szydełkowo-koralikowych. Trochę czasu zajęło rozgryzienie "jak się to robi" i ćwiczenia na różnych koralikach. Aż wreszcie dojrzałyśmy wraz z Mary do przeróbki perełek na "coś ładnego" - cytując koleżankę Renię.
Mary podjęła się trudu rozczłonkowania 6-7 sznurków na części składowe, po czym nanizała w sekwencji własnej. Ja szybciutko wyplotłam i powstał piękny naszyjnik. Troszkę się rozpędziłyśmy z długością, dlatego wykończenie jest takie - początek zszyty z końcem.
Trochę te perły mało fotogeniczne.
Do naszyjnika Asia dorobiła kolczyki
Zuza miała wenę, aby zrobić zdjęcie na zegarze - tak się prezentuje na cyferblacie cały komplet.
A tak wygląda naszyjnik na ludziu, ludź jest bardzo ruchliwy (Zuza) i naszyjnik się trochę zwichrował.